utęskniona jesień

Choć coraz częściej dochodzi do głosu pogląd, że jesień też człowiek i da się lubić, to jednak powszechnie wciąż jest kamieniowana. Szczególnie kiedy zaczyna już popuszczać kropelkami deszczu i ma wiatry, a nie trzyma 20 stopni i nienagannej żółto-czerwonej czupryny, jak do połowy października tego roku. Ja chcę zatem napisać słów kilka w jej obronie.

Oczywiście też lubię, kiedy się dopiero stroi, kiedy puszcza złoto-srebrne nici, wieje ciepłym oddechem, obdarowuje  dorodnymi dyniami i nęci zapachem przetworów. Ale nie mam jej za złe, że nie zawsze jest idealna jak macierzyństwo na instagramie. Jesień ma wiele zalet, które chyba jednak docenia się dopiero wtedy, kiedy to pory roku i pory dnia wyznaczają rytm życia. W miejskim rytmie te zalety rzeczywiście mogą być odbierane jako wady. Podobnie jak ludzki honor, nieustępliwość, szczerość w wyrażaniu opinii i uczciwość. Te cechy w wielkomiejskim szaleństwie bywają uznawane za słabości lub wady. Wszystko zależy od punktu widzenia.

Z punktu widzenia małego domku wśród mazurskich wzgórz, jesień, nawet tak kapryśna, jest utęsknionym zwrotem kapitału. Kapitału, który lokowało się przez całe lato, ciężko zipiąc, próbując nadążyć za jego tempem. Lato bowiem to niezły wodzirej. Lubi późno chodzić spać, choć wcześnie wstawać. Lubi prowokować ogniska, śpiewanki, pogadanki, degustacje i oglądanie nieba. Lato wyzwala kreatywność, snucie planów, poczucie nadmocy w której ma się wrażenie możliwości nadążenia ze wszystkim. I cieszy to bardzo i jest potrzebne, ale w końcu przychodzi przesilenie. I wtedy na ratunek pojawia się jesień.

A jesień jest nienachalna. Jesień wkrada się ukradkiem. Niepostrzeżenie. I szepce do ucha – „odpocznij, zwolnij”. Pozwala jeszcze dokończyć to, co w trakcie, ale prowadzi za rękę na sofę i podaje gorącą herbatę, książkę, sweter… I wtedy mówi – „Ty się zajmij sobą, a ja posprzątam na zewnątrz”. I zamiata liście, utula do snu puchate kuleczki, kładzie pokrzywy i kwiaty. Przygotowuje świat pod białą pierzynę. Lato to lekkoduch. Dba o siebie i o dobrą zabawę. A jesień przychodzi zatroskana, jak matka, która chce utulić dzieci po dniu pełnym wrażeń. I bierze na siebie całą pracę, a nam pozwala odetchnąć. Odsłania w lesie nowe ścieżki, które lato zasłoniło bujną zielenią. Pozwala snuć się po Wzgórzach Dylewskich i okolicach w poszukiwaniu nowych uroczysk i miejsc skrytych. Skraca dnie, by się nie nadwyrężać i mieć czas nadrobić lekturę.

Lubię jesień. Dziękuję Bogu za to, że nie trwa wieczne lato. A kiedy już nacieszę się jej troskliwą opieką, z przyjemnością powitam zimę. Zimę chyba kocham najbardziej.

  1. Każda pora roku ma swoje uroki, a my (mieszkający w klimacie umiarkowanym) jesteśmy szczęściarzami, że możemy ich wszystkich doświadczać. :-D

    Polubienie

Dodaj komentarz